Przybliża się jesień, ta od życia,
już uśmiecha się do myśli moich,
przeto później coraz to zasypiam,
a śnią się mi moje przeszłe drogi.
Te kręte, gdzie nieraz upadałem,
w deszczu słabości, gdzie ściany
były głuche, było niemało barier,
gdzie często byłem zatrzymywany.
Te chwile, dobre i słabsze trochę,
też śnią się w tych krótkich snach,
proste, równe drogi, świeży bochen,
rajska nadzieja, żywej nowiny blask.
Z górki jest lżej iść, znaki też znane,
choć tylko z widzenia, krok wolny,
przede mną gdzieś życiowy diament,
a ja, czy jestem dziś dość pokornym?
Sławomir Stankiewicz
21 09 2018
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz